Źródła bliskie Kremlowi przekazały, że Jewgienij Prigożyn zdał sobie sprawę, że „przesadził” zapowiadając marsz na Moskwę. Miał rzekomo podjąć próbę kontaktu z Władimirem Putinem, ale ten „nie odbierał telefonów”. Wówczas do gry wszedł Aleksandr Łukaszenka.